W bajkowym mieście karnawału włoskiego – w Wenecji…!
Buon giorno! ;)
W 2010r. jadąc z wycieczki z półwyspu iberyjskiego, uraczono
mnie wizytą w jednym z najbardziej nieprawdopodobnych miast, jakie widziałam –
we włoskiej Wenecji. Jest ona z
pewnością jednym z najpiękniejszych i najczęściej odwiedzanych miast na
świecie. W 1987r. została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego
i Przyrodniczego UNESCO. Miasto to, położone na licznych wyspach Laguny
Weneckiej, przyciąga niezliczone rzesze turystów, zwłaszcza w okresie wakacji
oraz słynnego karnawału.
Zacznę może od początku. Żeby dostać się do miasta z lądu
stałego, trzeba dopłynąć niedużym promem. Krótki rejs po morzu może i byłby
nudny, gdyby nie to, że wpływając powoli do kanałów oplatających Wenecję,
podziwiać można budynki mieszkalne tamtejszych mieszkańców, przeróżne łódki i
całą panoramę.
I tak, razem z Ewą i resztą wycieczkowiczów, dotarliśmy do wybrzeży
miasta, do Kościoła Gesuati (Santa Maria del Rosario).
Ale zanim wejdziemy w głąb Wenecji, należałoby opowiedzieć,
jak dokładnie wyrosło to miasto na wodzie? Otóż, tylko niektóre z weneckich
domów powstały rzeczywiście na wyspach, resztę osadzono na wbitych w utwardzone
dno laguny jodłowych i dębowych palach, które sprowadzano aż z lasów Dalmacji.
Ustawiano je w kierunku spiralnym, zaczynając od środka, bardzo blisko siebie.
Na palach kładziono modrzewiowe pomosty i dopiero na nich osadzano fundamenty z
twardego kamienia. Metoda taka okazała się dość trwała. By utrzymać się na
palach, weneckie domy nie powinny mieć więcej niż 2 piętra. I taka była
przeważnie konstrukcja typowego weneckiego domu, w którym na parterze
znajdowały się: kuchnia, kantor kupiecki, skład itp. (Wenecja była przecież
miastem bogatych kupców i rzemieślników); natomiast na reprezentacyjnym
pierwszym piętrze mieściły się apartamenty właścicieli.
Od jakiegoś czasu mówi się jednak, że Wenecja umiera. I
dzieje się to z dwóch kluczowych powodów:
- Po pierwsze nie należy zapominać, że miasto leży na ziemi wykradzionej morzu, które od jakiegoś czasu zaczyna się o nie coraz bardziej upominać. Od XVIIw. poziom wody w mieście wzrósł o 60cm., a także coraz częściej Wenecja bywa też zalewana przez fale tzw. wysokiej wody. Istnieją więc obawy, że to wspaniałe miasto kiedyś naprawdę zniknie pod wodą.
- Drugim poważnym problemem Wenecji jest coraz niższa liczba jej rodowitych mieszkańców. Głównym powodem ich masowego odpływu (oprócz problemu wysokiej fali i fatalnego stanu wielu budynków) są niezwykle wysokie ceny, które winduje napływ turystów. Jak podają statystyki, dziennie przybywa ich do Wenecji średnio 55 tysięcy!
Jak więc uratować Wenecję? Podobno nawet władze miasta maja
z tym nie lada problem……..
Wchodząc do miasta przechodziliśmy przez pierwszy most –
Ponte dell’Accademia, na którym rozciągał się piękny widok na największy kanał
Grande, a przy jego ujściu na kościół Santa Maria della Salute. Ta niezwykła
barokowa świątynia powstała jako wyraz wdzięczności Bogu za zakończenie
epidemii dżumy i został zwieńczona ogromną kopułą.
Aby dojść do placu św. Marka, musieliśmy minąć jeszcze parę
innych, absolutnie cieszących oko i duszę miejsc. Przechodząc przez plac Campo
Morosini
podziwiać można typową architekturę wenecką – wąskie
uliczki,
zacienione okiennice,
mniejsze i większe mosty i mosteczki na mniejszych lub
większych kanałach i kanalikach ;),
ciekawe wystawy sklepowe z włoskimi winami i elementami
mocno zdobnymi,
kościół San Moise z Xw.!, z pełną przepychu barokową fasadą,
i w końcu urocze restauracje przy wodzie z gondolami.
Zatrzymajmy się na chwilkę przy gondolach.
Są one najstarszym środkiem transportu w Wenecji.
Prawdopodobnie używane były już w VII w. za czasów pierwszego doży weneckiego,
czyli władcy. Aktualne gondole są koloru czarnego (choć nie zawsze tak było),
bądź zmieniane kolorystycznie i ozdabiane na śluby czy pogrzeby. Jedynym
zdobniczym elementem łodzi jest ferro, charakterystyczna
ozdoba na dziobie. Według przepisów gondola powinna mieć 11 m długości i 1,45 m
szerokości. Na pokład może wejść maksymalnie 6 osób, by gondolier mógł nią
swobodnie manewrować. Dziś koszt wyrobu jednej gondoli to ok. 25 000 Euro,
dlatego nie można się dziwić, że przepłyniecie się tą łódką tylko i wyłącznie w
celach turystycznych, może się dla nas okazać horrendalnie drogie! My w każdym
razie nie skorzystałyśmy ;) Zawód gondoliera przekazywany był najczęściej z
ojca na syna. Niedawno jednak udało się dostać do tej profesji kobiecie.
Tradycyjny strój gondoliera składa się ze: słomkowego kapelusza ze wstążką,
charakterystycznej koszulki w pasy i czarnych spodni. Tutaj na zdjęciu widać
takiego pana za nami w tle:
I w końcu doszłyśmy do Sestiere
San Marco, czyli najbardziej znanej dzielnicy Wenecji. Jej serce stanowi plac św. Marka – wizytówka miasta. I
chociaż mówi się, że sam Napoleon widział w placu najbardziej elegancki salon
Europy, to dziś zastanawiać się można, ile z tej elegancji pozostało na
ogromnym placu zdominowanym przez turystów, gołębie, handlarzy czy restauracje…
Niemniej jednak, miejsce to jest fascynujące. Długi budynek z rzędem portyków,
stanowiący północny bok placu, to tzw. Procuratie Vecchie – renesansowa
konstrukcja, w której widoczne są ślady gotyku. Po drugiej stronie Procuratie
Nuove. Można powiedzieć, że są to tak jakby krużganki placu.
Pomiędzy Prokuracjami Nowymi a bazyliką, wznosi się
strzelista, 99-metrowa dzwonnica
bazyliki – Campanile di San Marco,
zawierająca 5 dumnie brzmiących dzwonów.
Na lewo od bazyliki znajduje się Torre dell’Orologio, czyli wieża zegarowa. Jest ona bardzo ciekawa,
ponieważ jej zegar pokazuje nie tylko godziny, ale też fazy Księżyca i ruch
Słońca po zodiaku. Powyżej znajduje się złocony posąg Madonny, a po jej lewej
stronie małe drzwiczki, z których w tygodniu Wniebowstąpienia co godzina
wychodzą anioł i Trzej Królowie, by pokłonić się Matce Bożej. Nad wszystkim
dominuje złocona rzeźba lwa św. Marka na błękitnym gwieździstym tle.
Jednak pora zatrzymać się przy budowli, która przykuwa
największą uwagę. To oczywiście słynna bazylika
św. Marka, z bogato zdobioną fasadą, która zachwyca ilością szczegółów i
różnorodnością stylów. Kiedyś pełniła funkcje kościoła dożów, dziś miejskiej
katedry. Patron bazyliki jest jednocześnie patronem miasta, a stał się nim, gdy
przywieziono do Wenecji ciało św. Marka Ewangelisty, wykradzione / uratowane
(?) z rąk barbarzyńców. Bazylika św. Marka ma układ typowej świątyni
bizantyńskiej, jest wzniesiona na planie krzyża greckiego i zwieńczona 5
kopułami. Jest naprawdę wieeeelka i robi duuuuże wrażenie, gdyż jej fasada jest
bardzo bogato zdobiona – obłożona marmurem i udekorowana licznymi mozaikami. Na
zdjęciach również wnętrze bazyliki z ołtarzem.
Zaraz na prawo od wejścia do głównego bazyliki, przy
Piazzetta di San Marco (placyku św. Marka) wznosi się dumnie Palazzo Ducale (Pałac Dożów). Od IXw.
była to siedziba weneckich dożów i rządziło ich tu w sumie 102. Od strony
nabrzeża pałac ma niezwykle piękne gotyckie fasady, trzykondygnacyjne. Na
rzędzie bardziej masywnych dolnych portyków usytuowano loggie ze smukłymi
kolumnami, zakończonymi ostrym łukiem i elementami ażurowymi. Kolumny ponoć
symbolizują liczne pale z drewna, na których wspiera się Wenecja. Ostatnia
kondygnacja wykonana została z białego i jasnoróżowego marmuru, a całość
wieńczy ażurowa attyka.
Tu jeszcze zdjęcie z nabrzeża na placyk św. Marka i od
lewej: dzwonnica, wieża zegarowa, bazylika św. Marka i Pałac Dożów.
I pan o wielkim talencie przedstawiający weneckie gondole na
kanałach oraz pałac Dożów. Nie mogłam się oprzeć, by nie sfotografować tak
żmudnej i idealnej pracy artysty.
Placyk św. Marka wieńczą dwie kolumny z XIIw., a na ich
szczytach św. Teodor i lew św. Marka. Zatrzymam się przy skrzydlatym lwie,
który jest symbolem miasta. Lew opiera przednią prawą łapę na otwartej księdze
z łacińskim napisem "Pax tibi Marce evangelista meus", czyli
"Pokój z Tobą Marku, Ewangelisto mój". Jest przede wszystkim symbolem
wiekowej niezależności i potęgi miasta. Nie bez przyczyny więc, podczas
festiwalu filmowego w Wenecji, główną i najbardziej prestiżową nagrodą są
właśnie tzw. Lwy Weneckie.
Z nabrzeża placyku obejrzeć można nie tylko przycumowane
gondole i piękny widok na morze,
ale także maleńką wyspę na przeciwko miasta -
San Giorgio Maggiore, która wzięła swoją nazwę od wznoszącego się tu
benedyktyńskiego kompleksu klasztornego o tej samej nazwie.
Ponte dei Sospiri,
czyli Most Westchnień z 1602r. łączy Pałac Dożów, w którym znajdowała się
siedziba Inkwizycji z Prigioni Nuove, więzieniami leżącymi po drugiej stronie
kanału Rio di Palazzo. Tym właśnie mostem prowadzeni byli m. in. skazani na
śmierć, którzy według legendy, wzdychali ciężko, po raz ostatni spoglądając na
Wenecję poprzez okienka mostu. Z tego dużego mostu (kto mnie odnajdzie?;))
spoglądać można już na Most Westchnień. Nieszczęśnicy przez
te maleńkie ażurowe okienka naprawdę niewiele już mogli zobaczyć.......
Tu jeszcze kilka ujęć na mosty i kanaliki,
gondole i uliczki,
czy na drewniane pale wbite w wodę i kopułę kościoła Santa
Maria della Salute.
A teraz kilka słów o karnawale
weneckim.
Obchody karnawału w Wenecji należą do najbardziej znanych na
świecie i niezwykle widowiskowych. Pierwsza wzmianka o karnawale (carnevale)
pochodzi już z 1094r., a odbywał się on ku czci boga Bachusa. Tradycja ta
pozwalała raz w roku zawiesić na krótki czas panujący porządek społeczny i
wszystkich obywateli poddać niczym nie skrępowanej wesołej zabawie. Pod
kostiumami i maskami zatracały się normalne role społeczne, pełnione funkcje i
stanowiska, status, wiek i płeć. Na ulicach królowała muzyka, występy artystów,
handel słodyczami i innymi towarami sprowadzanymi z całego świata czy spektakle
teatralne. Zaś produkcja masek, niejednokrotnie małych dzieł sztuki, była
normalnym rzemiosłem, a ich wykonawcy mieli swój statut i stanowili część cechu
malarzy. Obecnie karnawał trwa ok. 2 tygodni. Ach, jak przyjemnie byłoby
przenieść się choć na chwilę do takich czasów...... Tymczasem my mogliśmy
pooglądać te kunsztownie wykonane maski jedynie na straganach, ale i tak było
na co popatrzeć!
I tak nasza mała włoska wycieczka powoli dobiegała końca. Z
serca Wenecji przenieśliśmy się jeszcze tylko na kamienny most Ponte del
Rialto, na którym szczególnie charakterystyczne i malownicze są ciągnące się po
obu jego stronach kramy.
Wracając posiliłyśmy się z Ewą jeszcze typową włoską pizzą,
która, o dziwo! wcale wyśmienitym smakiem nas nie powaliła (a szkoda......).
Dobrze, że wino nadrobiło ;)
I tak oto ta nierzeczywista Wenecja, poprzecinana setkami
kanałów, w których wodach odbijają się fasady domów, ujęła nas, wciągnęła, a my
wycisnęłyśmy z niej tyle, ile się da. A da się na pewno jeszcze dużo więcej,
ale na to potrzeba by było dużo czasu, którego my niestety nie miałyśmy. Więc,
jeśli ktoś z Was ma ochotę zobaczyć ten przykład miasta -
republiki, stolicy sztuki, teatru, muzyki i malarstwa, to koniecznie musi
zagospodarować przynajmniej kilka dni (ale i kilka dobrych Euro) na Wenecję.
Odpoczywaj w słońcu, poznaj historię Włoch, które
zapoczątkowały europejskość, wypij espresso, spróbuj wyśmienitego wina,
popodziwiaj zachwycającą architekturę, skosztuj makaronów czy pizzy, zwiedzaj
bez końca, po prostu zakochaj się w Wenecji, we Włoszech!!!
Arrivederci! ;)
Miasto z bogatą i ciekawą historią, ale ja mimo wszystko chyba się nie przekonam.. Mówi się, że ludzie odwiedzający Paryż zawodzą się wygórowanymi oczekiwaniami. Ja takie wrażenie miałam w przypadku Wenecji. Tłum pijanych turystów, ZBYT wąskie uliczki, śmierdzące kanały.. ale co kto lubi ;) ja tam już nie wrócę :P
OdpowiedzUsuńdodam, że można się tam również dostać pociągiem, co robi wrażenie gdyż szyny umieszczone są na wąskim moście a wokół jedynie woda.. :)
a wiesz, że pewnie masz rację! a dlatego, że tylko zwiedzając masz możliwość przekonać się czy warto do tego miejsca wrócić czy nie. ja staram się opisywać miejsca obiektywnie, ale nie zawsze mi to wychodzi, jak widać ;) były momenty, że coś nam się nie podobało - tłuuuum turystów na pewno, niezbyt dobra pizza, ale uliczki wąskie akurat lubię no i jak byłam z Ewą, to ani razu nie poczułyśmy śmierdzącej wody z kanałów ;P ja nie wiem, chyba trafiłyśmy na lepszy okres ;D
OdpowiedzUsuńale tak jak mówię, żeby wiedzieć czy sie dane miejsce polubi czy nie, trzeba je odwiedzić, a nie tylko zdawać się na zdanie innych.
najlepszym przykładem są Bałkany, gdzie byliśmy w tym roku - wiele osób nie pojedzie, bo po prostu boi sie tego regionu (zanim wyjechaliśmy to trochę sie nasłuchałam zdań w stylu: "ojej, ale przecież tam bida, tam była wojna" itp. a przecież do Bałkanów należy Chorwacja - tam tez była wojna, a wszyscy od niedawna praktycznie jeżdżą tylko tam! no cóż, trochę kilometrów na południe też jest pięknie, więc niech żałują ;)
ale jak mówisz Stoneczko, - "co kto lubi" ;)
ja z moim parciem na zwiedzanie to chyba wszędzie bym pojechała :D no praktycznie wszędzie ;D
Typową włoską pizzę teraz można dostać już praktycznie wszędzie, może dlatego Was nie zachwyciła - wszak większość kucharzy zna już tajniki tego smakołyku :) Ja byłam nieźle zaskoczona, jak z 10 lat do tyłu odwiedziłam Włochy i dowiedziałam się, że tradycyjna pizza składała się jedynie z pomidorów, sera i... podobno ryb, bo były to najtańsze i najpopularniejsze składniki w tym regionie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powodzenia w zwiedzaniu świata :)
Również słyszałam, że typowa włoska pizza to maxymalnie 2, 3 składniki. Nie tak jak u nas - duuuużo, żeby tylko się objeść. No ale na szczęście w niektórych polskich kuchniach już można spotkać pizzę na cieniutkim cieście z niewielką ilością dodatków. Co do ryb na pizzy włoskiej - tego nie wiedziałam ;) Mam nadzieję, że uda mi się jeszcze kiedyś zakosztować tej prawdziwie italiańskiej ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję i także pozdrawiam :)
A ja juz dawno ciagne Marcela do Wenecji a ten nie chce, mowi ze byl i nic ciekawego tam nie ma...ale ja mu nie wierze, sama musze to sprawdzic :)
OdpowiedzUsuńNie wierz mu! (choć mężowi wierzyć wypada, haha;)
UsuńWenecja jest śliczna, a w Waszym obiektywie na pewno byłaby jeszcze piękniejsza niż w moim :)