Z dzieła o "węgierskiej tożsamości", czyli jak widzą siebie nasi bratankowie? ;)
Hej! ;)
Natknęłam się ostatnio w jednym z moich ulubionych bezdrożowych przewodników na ciekawą notkę z "Poradnika ksenofoba. Węgrzy" autorstwa M. Vamosa i M. Sarkoziego. Notka ta mianowicie dotyczy tego, jak postrzegają siebie Węgrzy. I nie byłoby może w tym nic takiego interesującego, gdyby nie fakt, ze zagłębiając się w adnotacje głębiej, na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Ba! A nawet śmiech! ;) Dlaczegóż to? Spytacie. Ano sami zobaczcie, jaki to ten naród - Węgrzy.

- Jak widzą siebie?
"Węgrzy są głęboko przekonani, ze ich kraj jest najpiękniejszy na świecie. Pogląd ten opierają na następujących tezach:
1. Węgry to najpiękniejszy kraj na świecie - inaczej pierwsi osadnicy madziarscy pojechaliby dalej, szukając piękniejszego.
2. Węgry to najpiękniejszy kraj na świecie, ponieważ emigranci wracają, by cieszyć się jego pięknem, choć w przeszłości wygoniła ich stąd rażąca niesprawiedliwość.
3. Węgry to najpiękniejszy kraj na świecie, ponieważ sławny poeta XVIII-wieczny napisał kiedyś: 'Jeśli świat jest kapeluszem dobrego Boga, to Węgry - bukiecikiem w tym kapeluszu'."

- Jak chcieliby być widziani?
"(...) Węgrzy bardzo lubią, gdy docenia się ich osiągnięcia nauki i sztuki. Gdybyśmy chcieli im się przypodobać, to wystarczy wyrazić uznanie, że tak stosunkowo mały naród dał światu aż 8 noblistów i tak wielkich muzyków, jak Bartok czy Liszt."

- Pesymizm.
"W przypadku Węgrów pesymizm to stan umysłu. Większość z nich to mistrzowie olimpijscy w pesymizmie - a pozostali zajmują drugą pozycję na podium. Węgrzy, widząc pół butelki wina, stwierdzą, że jest ona w połowie pusta, a nie do połowy pełna. Sami z resztą uwielbiają się umacniać w swoim pesymizmie: jak to określają - 'optymista to człowiek niedoinformowany'. Są także realistami - ich bajki nie kończą się stwierdzeniem 'i żyli długo i szczęśliwie', ale 'i żyli długo aż do śmierci'."
Węgrzy nie znają w niczym umiaru. Węgier z krwi i kości stara się dowieść, że - cokolwiek by się działo - on dotrzyma słowa, przyniesie, co obiecał, dokończy zadaną pracę, choćby miał przez to pół życia utracić. Określa się to słowem 'virtus', czyli męstwo. Cel niekoniecznie zostaje osiągnięty, ale najważniejsze jest pokazać w jak najbardziej dramatyczny sposób, że się próbowało. Z drugiej zaś strony, w rzeczach małych - takich jak potwierdzenie otrzymania listu i dotrzymanie terminu - to 'próbowanie' jest rzeczywiście sprowadzone do minimum."


- Zbiorowa nerwica.

- Temperament ostry jak papryka.
Węgrzy nie znają w niczym umiaru. Węgier z krwi i kości stara się dowieść, że - cokolwiek by się działo - on dotrzyma słowa, przyniesie, co obiecał, dokończy zadaną pracę, choćby miał przez to pół życia utracić. Określa się to słowem 'virtus', czyli męstwo. Cel niekoniecznie zostaje osiągnięty, ale najważniejsze jest pokazać w jak najbardziej dramatyczny sposób, że się próbowało. Z drugiej zaś strony, w rzeczach małych - takich jak potwierdzenie otrzymania listu i dotrzymanie terminu - to 'próbowanie' jest rzeczywiście sprowadzone do minimum."

Pa pa! :)
Ciekawy i interesujący wpis. W każdym razie jak byłem na Węgrzech to było sympatycznie.
OdpowiedzUsuńTeż odniosłam takie wrażenie, kiedy tam byłam :)
UsuńBardzo ciekawe spojrzenie na sprawę ;)
OdpowiedzUsuńTeż tak uważam :)
UsuńBardzo humorystyczne spojrzenie na naród węgierski, ale też bardzo interesujące :)
OdpowiedzUsuńCieszę się i też tak myślę :)
UsuńBardzo lubię ten naród, zawsze się dobrze czuję u nich. Jako że duży mam sentyment i u Ciebie poczytałam z zapałem ;)
OdpowiedzUsuńWęgrzy są tacy pozytywni prawda? :)
UsuńNa Węgry jeszcze nie dotarłam ale znam kilka osób z tamtego kraju i złego słowa nie dam powiedzieć :). Mili, sympatyczni, pomocni i dobrzy ludzie. I uwielbiam węgierską, pikantną kuchnię!
OdpowiedzUsuńTo teraz trzeba potwierdzić przekonania i zwiedzić ten piękny kraj :) Wierzę na słowo, że ludzie fajni :) Sama tez miałam okazje poznać 'przelotem' i równiez stwierdzam, ze są otwarci i naprawdę mili :)
UsuńBardzo interesująco opisujesz Aguniu najbardziej to ich salami lubię i tę ostrą paprykową kuchnię więcej takich podróży proszę buziaki ślę Marii
OdpowiedzUsuńBędę się starała :) Pozdrawiam! :)
UsuńAch te stereotypy. Na Węgrzech nigdy nie byłam, Węgra żadnego też nie znam, ale nie sądzę by każdy był pesymistą i racjonalistą. Każdy człowiek ma w sobie choć odrobinę optymizmu. Bo bez niego bylibyśmy już dawno w grobie. A z tego co mi wiadomo, Węgry wciąż istnieją i tamtejsi obywatele mają się całkiem nieźle ;)
OdpowiedzUsuńHeheh, masz rację :) Napisałam tego posta, bo to znalazłam w przewodniku i trochę się uśmiałam z tego spojrzenia na Węgry ;)
UsuńJa też się identyfikuję z Woody Allenem. ;-))) Kocham jego płaski, przeintelektualizowany dowcip (bezdowcipny!).
OdpowiedzUsuńA tak serio, to podoba mi się to, co napisałaś. Niestety, tylko przejeżdżałam przez Węgry, trzeba więc chyba będzie nadrobić zaległości.
A jak mogłam jeść mąkę (albo raczej: nie wiedziałam, że jej nie mogę jeść), to lubiłam ziemniaczane po węgiersku.
Pozdrawiam, Ago, serdeczności, j.
Mmmmm plascki ziemniaczane po węgiersku -- pychotaaaaaaa nad pychotami :)))))
UsuńKupiłam mąkę ryżową, to może jeszcze się ich najem (może wyjdą mi z tej ryżowej?).
UsuńSzczerze mówiąc nie wiem, ale jak sie udadzą, to życze smacznego! :)
UsuńNo proszę, a ja myślałam że Polacy to najwięksi pesymiści na tej ziemi ;)
OdpowiedzUsuńMoże nie jest z nami aż tak źle ;)
Usuńosadnicy pojechali by dalej...madre zalozenie :)
OdpowiedzUsuńCoś w tym jest :)
UsuńPrzeczytalam Twojego posta z zaciekawieniem, poniewaz w Wegrzech bylam jako mala dziewczynka ( mialam chyba 5 lat) z rodzicami na zorganziowanych samodzielnie wojazach.Jechalismy w kazdym badz razie pociagiem i pamietam Wegra, ktory przyjezdzal z wozkiem pelnym wegierskich slodyczy do naszego kuszetkowego wagonu.A ze byl to poczatek lat 80tych to dla mnie dziecka z Polski, ktoremu kazdy cukierek sprawial radosc, widok byl bezcenny.Na szczescie rodzice mieli rozsadek i nie wydali calej kasy na cukierki dla corki.Co mi jeszcze utkwilo w pamieci?Metro, jakim przezyciem bylo dla mnie, ze pojedziemy pociagiem pod ziemia i to jeszcze pod rzeka.Pamietam tez, ze biegalysmy z kuzynka wokol jakiejs fonatanny i zaczepiali nas Wegrzy, z sympatii oczywiscie.Mojej mamie wydawalo sie nie do pojecia-jak mozna glaskac po glowie obce dzieci.Ale mi sie sentymentalnie zrobilo, musze odszukac zdjecia, ktore moj tata robil Zenitem...
OdpowiedzUsuńTakie wspomnienia z dzieciństwa są najpiękniejsze :) Poszukaj tych zdjeć - pewnie wywołają jeszcze więcej emocji! ;) Czyli nie od parady mówi się - Polak i Węgier - 2 bratanki :))))
UsuńŚwietny wpis, aż mi się zachciało zapoznać jakiegoś pesymistycznego Węgra:) I tacy z nich patrioci. To co z nas za bratanki?:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie, pod tym względem chyba nie :P
Usuń