Marząc o Skandynawii, czyli norweska wioska u wybrzeży fiordu

     Dotrzeć tam to marzenie niejednego człowieka...I mnie częściowo udało się spełnić to marzenie. Mówię częściowo, ponieważ nie widziałam najważniejszych miejsc, ale zobaczyłam tyle, iż wiem, że jeszcze tam powrócę.
     Jest rok 2008. Mój tato pracuje w Norwegii, w niewielkiej mieścinie niedaleko Stavanger, w Egersund. Spawa w dużej firmie platformy wiertnicze na morza i oceany - przyznaję - nie mój temat ;) I proponuje mi wyjazd, na tydzień. Na tydzień? Trochę mało, ale grzech by nie skorzystać. I tak zaczyna się przygoda z Norwegią.
      Norwegia kojarzy się głównie ze sportami zimowymi, sympatycznymi trollami ukrywającymi się w dzikich górach oraz słynnymi na cały świat fiordami. Ogromne rozpadliny skalne, przez które morze wcina się głęboko w ląd, nadały temu krajowi niepowtarzalny urok. I choć sportów tam nie uprawiałam, trolle też nie chciały mi się pokazać, to jednak fiordy (może nie te największe) udało mi się zobaczyć. Może nawet to dobrze, że mogłam poznać życie w mniejszym mieście, bo teraz myślę, że w Norwegii zostało mi jeszcze wiele do zobaczenia.
      Egersund jest przesympatycznym miasteczkiem w okręgu Rogaland. Według danych szacunkowych na rok 2008 liczył 9804 mieszkańców. Właśnie to, że ludność Egersundu jest taka niewielka, nadaje miastu urokliwy charakter. Jest tam niesamowicie spokojnie, mieszkańców prawie jakby nie widać na ulicach, a jeśli widać, to potrafią skinąć głową obcemu człowiekowi na powitanie. U nas to po prostu niespotykane. Tam ludzie żyją wolniej, są pokojowo nastawieni, a żadne ich posiadłości nie są otoczone siatkami, bramami, ogrodzeniami itp.
Jak przystało na ludność mieszkającą przy morzu, większość mieszkańców posiada swoje własne łodzie oraz wodne garaże:

Ponieważ mój tato pracował w dość dużej firmie, nie sposób było nie obejrzeć jej z zewnątrz (widać było ją z daleka), jak i wewnątrz. Przed wejściem na jej teren znajdowała się kotwica - symbol norweskiej gospodarki.
 Pracownicy (a więc i ja z tatą) mieszkali/mieszkają w tzw. campach.
Ale już dość o firmie... :)
Spacerując po Egersund, nie sposób było nie zobaczyć płynących statków, promów, łodzi z wędkarzami - tutaj to zupełnie normalne:
I w tym miejscu dotarłam do rzeczy dość ważnej. Będąc w Norwegii i nie skorzystać z rodzaju aktywnego wypoczynku, jakim jest wędkowanie, to wręcz zniewaga ;) Łowić w morzu możemy okrągły rok bez specjalnego zezwolenia. Należy jednak unikać akwenów, w pobliżu których hoduje się ryby. Natomiast łowiąc na wodach śródlądowych, musimy mieć kartę wędkarską. My mogliśmy łowić do woli - na terenie firmy, w okolicy czy też po długich spacerach na skaliste wybrzeże :) Nauczyłam się łowić ryby właśnie w Norwegii i jestem z tego dumna :) A oto dowody:
Najczęściej spotykane ryby w tych okolicach to makrele, flądry, czerniaki, ostroboki. Na dorsza czy śledzia niestety nie można było liczyć (a szkoda..), no i oczywiście na najbardziej popularnego łososia norweskiego, ponieważ jak wiadomo, jest to ryba słodkowodna. Niemniej jednak, wędkarstwo było znakomitym sposobem na świeżą rybę na obiad czy kolację. No i jak wiadomo - ryby są zdrowe, a ja ryby kocham! :)
 Kolejna sprawa to klimat... Hmm, i tutaj trzeba przyznać, że pogoda w Norwegii nie rozpieszcza. Większość czasu było pochmurnie, wietrznie, duuużo padało (był wrzesień). Ale kiedy tylko pokazywało sie słońce, należało z niego skorzystać. I w ten sposób docieraliśmy po długogodzinnych spacerach w przecudowne zakątki, chłonąc czyste, zdrowe powietrze znad Morza Północnego i doświadczając nieprzeciętnych darów dzikiej natury. Te widoki pozostaną w mym sercu na zawsze. Oto kilka zdjęć z wędrówek:
 Nieprawdopodobne wrażenie zrobiło na mnie pobliskie campu gospodarstwo wiejskie z owcami i królikami oraz sąsiadujący na przeciwko gospodarstwa ultra nowoczesny dom na skałach z przeszklonymi ścianami i garażem w skale. Taki kontrast, ale zarówno jeden, jak i drugi obiekt były same w sobie niesamowite.
Po drodze mijaliśmy wciskające się w ląd morze, a w nim meduzy; w zatokach maleńkie domki, w których ludzie wiedli spokojne życie nadmorskich gospodarzy i rybaków; przed oczami mignął nam pies pilnujący owiec, kozy z brzęczącymi dzwonkami u szyi, skaliste wyspy i wysepki na morzu porośnięte mało wymagającą roślinnością...
Jedną z tradycji norweskich jest układanie na sobie kamieni, tak by stworzyły wieżę. I takie wieże również znaleźliśmy:
I wszędzie skały, niebieskie morze, szum fal, kamienie, jeziorka wewnątrz skał... Czegoś takiego nie spotyka się codziennie.
Pewnego dnia wybraliśmy się również poza Egersund w poszukiwaniu plaży. Plażę piaszczystą znaleźliśmy jakieś 40 minut drogi od naszej lokacji. Była niewielka, ale czysta, woda chłodna, ale dałoby się wykąpać. Obok dom przy plaży, skałki dodające uroku i cisza, spokój... Czego chcieć więcej?

Norwegia to kraj bardzo charakterystyczny i tajemniczy. Ludzie tam przez długi czas wierzyli w elfy, trolle, boginki. Również w tym kraju żyli słynni Wikingowie wierzący w boga Odyna. Do tej pory większość Norwegów należy do kościoła ewangeliczno - luterańskiego bardziej przez tradycję niż z zainteresowań religijnych (tym bardziej, że głową kościoła norweskiego jest po prostu król Norwegii). W całym kraju jest zakaz palenia papierosów w miejscach publicznych, zwłaszcza w knajpach, restauracjach...I jeszcze jedno - ceny alkoholu w punktach gastronomicznych są wręcz horrendalne! Jedynym oryginalnym norweskim napojem alkoholowym zdaje się być akevitt (aquavit). Wódka przed sprzedażą w butelkach musi odbyć podróż do równika i z powrotem w dębowych baryłkach..! Co tu dużo mówić - Norwedzy za mocnym alkoholem specjalnie nie przepadają ;)
I tak moja podróż dobiegła końca... Tak dużo zobaczyłam, a jednocześnie tak niewiele. W Norwegii spodobał mi się spokój dnia z jakim obcują mieszkańcy tej części Skandynawii. I tym zakończę mojego posta. Niedosytem, jaki pozostał i jaki, mam nadzieję uda mi się jeszcze kiedyś zaspokoić ;)
Specjalne podziękowania dla Taty, który mnie tam zabrał i dla Mamy, która chciała, żebym poleciała ;):*

Komentarze

  1. I co się człowiek może dowiedzieć.. :) Byłaś tam i bardzo ci zazdroszczę, bo ja może kiedyś.. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To zbieraj kasiurkę (bo niestety tanio nie jest, a że byłam, to jak widać lekkim fuksem;), zabieraj Asię G. w plecak i lećcie, bo warto! do Trondheim, do Tromso! tam to dopiero muszą być widoki, zwłaszcza białych nocy :) mój tata aktualnie jest niedaleko Trondheim i mówi, że czasem cała noc potrafi być jasna i spać nie może :) ja bym chyba tylko siedziała i gapiła się w niebo :D

    OdpowiedzUsuń
  3. A propo alkoholu - tam jest tak dlatego, że kiedyś norwedzy bardzo popadali w alkoholizm. Pewnie zauważyłaś, że piwo kupisz tylko do 16 na tygodniu, mocnych alkoholi prawie nie ma, albo dostaniesz je za ogromne pieniądze. Również polecam Ci pojechać/polecieć do Tromso aby obejrzeć zorzę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, chciałabym.... Moze kiedyś...? Miałam możliwość pojechać do Norwegii tylko do taty w 2009r., nie wiem kiedy powtórnie sie uda...:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty