Fiord południowej Europy, czyli Boka Kotorska

     Bokę Kotorską, adriatycki fiord o powierzchni 655 km kw., tworzy 5 mniejszych zatok. Z uwagi na panujący na tym obszarze klimat śródziemnomorski dominuje tu typowa dla niego bujna roślinność. W bokokotorskiej rzeczywistości pojęcie "plaża" oznacza najczęściej kawałek betonu. Najbardziej nasłonecznionym fragmentem jest odcinek z Perastem, stanowiący wypoczynkowe centrum boki. Jednakże wysokie góry tuż przy morzu i częste wypalanie lasów przysłania nieco słońce. Ale odcinek tej części Czarnogóry jest niesamowity. Z burzliwą przeszłością - bizantyńską, turecką, ilirijską i w ostateczności wenecką, co postaram się przedstawić w dzisiejszym poście.
     Na wycieczkę do Boki udaliśmy się wczesnym rankiem z miejscowości Ulcinj (w którym nocowaliśmy), mijając po drodze wyspę Sv. Stefana. Sveti Stefan, położony na skalistej wyspie, otoczony murami obronnymi i połączony z lądem wąskim, wzmocnionym przesmykiem, to prawdziwa wizytówka czarnogórskiego wybrzeża, widoczna na wielu widokówkach. Twierdzę na wyspie zbudowano, gdy jej mieszkańcy bronili się przed Turkami i korsarzami w XVw. W wieku XX. mieszkańców przesiedlono na pobliskie zbocza, przekształcając ją w ekskluzywny, jak na tamte czasy, hotel. Obecnie Sv. Stefan nadal pozostaje najbardziej luksusowym miejscem w Czarnogórze. Jeszcze do niedawna można było wejść na wyspę odpłatnie. Tymczasem została ona wykupiona przez bogatego Rosjanina i aktualnie zwykli śmiertelnicy mogą popodziwiać ją jedynie z daleka :( Szkoda...
I tak powoli docieramy do Boki. Otoczone z trzech stron górami, z końcu zatoki, leży doskonale zachowane, przepiękne średniowieczne miasto Kotor. To specyficzne położenie oraz potężne mury miejskie biegnące na zboczach masywu Dobrota, przez długie wieki zapewniały miastu skuteczną obronę. Wjeżdżając od góry do miasta ma sie wrażenie jakby wkraczało się do innego świata. Z jednej strony monumentalne nowoczesne statki pasażerskie, jachty, a z drugiej mury starego średniowiecznego miasta - co za klimat! (zdjęcie nr. 1 lekko wzmocnione, ze względu na małą widoczność)

Miasto ma zdecydowanie śródziemnomorski charakter, który tworzą nie tylko budowle, roślinność, lecz także ludzie. Miejscowe kawiarnie zapełniają się od samego rana, jak gdyby zaraz po przebudzeniu mieszkańcy spieszyli się, by wypić poranna kawę i spotkać znajomego, którego nie widzieli całą noc. My też zdecydowaliśmy się na kawkę i piwo w jednej z najbardziej klimatycznych restauracji jaką spotkaliśmy - dwa stoliki "na krzyż", ludzie mijający nas tuż pod nogami, uśmiechy, słonko i aromaty Czarnogóry unoszące się w powietrzu...
Zabytki, znajdujące się na każdym kroku, są w większości nieodrestaurowane i często opustoszałe lub pozamykane, jak np. to wnętrze starego domu do którego weszliśmy, a wyglądał tak:
Kotor jest wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO i zdecydowanie posiada charakter pro-wenecki, ze względu na władającą tu niegdyś Republikę Wenecji.
Zabytkowa część miasteczka otoczona jest murami obronnymi. Ulice tu nie mają nazw, a domy oznaczone są numerami. Łatwo tu pobłądzić ;) My dostaliśmy od pani przewodnik mapkę i bardzo dobrze, bo uliczek tu co niemiara! Wąskich, ciasnych, ale i niesamowitych!
Przechodząc do miasteczka przez Bramę Morską, wkroczyliśmy na główny plac starówki - Trg Oktobarske revolucije. Stoi tu Gradski toranj, czyli wieża zegarowa zbudowana przez Wenecjan w XVIIw.
Nad placem dominuje zaś katedra św. Trypuna, wzniesiona w IXw. Jest to najbardziej znany romański zabytek na terenie Czarnogóry.
Wiodące z placu schody pną się pomiędzy domami...
 ... do usytuowanych na zboczu miejskich fortyfikacji, których część przybrzeżną zbudowali jeszcze Ilirowie, jednak większość umocnień została wzniesiona przez Wenecjan. Długość murów wynosi 4,5 km. Nieodnowione schody mogą sprawiać trudność, ale widoki z góry warte są małego wysiłku ;)

Kolejną miejscowością Boki Kotorskiej, do jakiej dotarliśmy, był położony nieopodal Perast. Jest on miasteczkiem liczącym ok. 300 mieszkańców, przeważnie ludzi starszych, a więc maluteńko ;) Niewiele się tu dzieje, co paradoksalnie, na przybywających tu turystach wywiera największe wrażenie! Na nas chyba też :) Spacerując schodkowymi ulicami, odnosi się wrażenie, jakby czas się tu zatrzymał.
Zacznijmy od wybrzeża. Otóż betonowe nabrzeże przy ulicy, stanowiące miejską plażę, ciągnie się przez całą miejscowość. Na szczęście miejscami pojawiają się żwirowe zatoczki. Na obu końcach miasta zobaczymy pozostałości tzw. "ponta", czyli betonowych przystani na łodzie, które niegdyś cumowały przy każdym domu.
 Strzelistą budowlą rzucającą się na pierwszy rzut oka jest wieża zegarowa. Na jej szczyt prowadzi dość spora liczba schodów, ale warto się wspiąć, ze względu na widoki. Ciekawa architektura, kolorowe dachy, no i przede wszystkim niezaprzeczalnie fascynująca symbioza morza i gór, która w Peraście jest niesamowicie widoczna...
Naprzeciw Perastu leżą dwie bardzo malownicze wysepki. Można na nie przypłynąć łódką. My z Wytwórnią oczywiście nie omieszkaliśmy morskiej wycieczki ;)
Pierwszą wysepką była Wyspa Matka Boska na Skale (Gospa od Skrpjela). Została ona utworzona sztucznie, a z jej powstaniem wiąże się ciekawa legenda.
Otóż, niegdyś wznosiła się tu skała, na której znaleziono obraz Madonny. Obraz 3-krotnie przenoszono do kościoła na ląd, ale malowidło za każdym razem w cudowny sposób wracało na rafę. Wreszcie w miejscu, gdzie je znaleziono, mieszkańcy Perastu zaczęli wysypywać głazy i resztki statków. W ten sposób powstała wysepka z kościołem Matki Boskiej na Skale. Świątynię wzniesiono w 1630r. Wewnątrz znajduje się marmurowy ołtarz z cudownym obrazem, za ołtarz można wejść i przez maleńką szparę dotknąć wystającej słynnej skały, co ponoć przynosi szczęście. Każdy z nas dotknął ;) Dowiedzieliśmy się także, że w kościele bardzo często zamawiane są śluby z różnych okolic - podobno jeden ze ślubów brała tu polska dziewczyna, bardzo zakochana w Peraście i wysepce.
22 czerwca, na pamiątkę znalezienia cudownego obrazu, ubrani w tradycyjne stroje mieszkańcy, podpływają do brzegów wysepki łodziami wypełnionymi kamieniami i zrzucają je na dno morza.
Druga wyspę podziwialiśmy już ze statku. To wyspa św. Jerzego (sv. Djordje), porośnięta charakterystycznymi, wysokimi cyprysami. Znajdują się tu ruiny otoczonego murem klasztoru Benedyktynów oraz cmentarz, na którym chowano miejscowych kapitanów.

Trzecią, i zarazem ostatnią tego dnia miejscowością, do której pojechaliśmy była Budva. Budva jest już dużym ośrodkiem turystyczno - wypoczynkowym z licznymi plażami i kąpieliskami. Jest tu dość hałaśliwie i drogo, a miasto tętni życiem do późnego wieczora. W centrum miasta znajduje się port rybacki i pasażerski
oraz rozległa, dobrze zagospodarowana plaża - jedno z najmodniejszych miejsc na wybrzeżu. Posiada nawet plażowe łoża z baldachimami.
Naprzeciwko portu wyłania się z morza wyspa sv. Nikola.
Starówka miasta to prawdziwy labirynt wąskich uliczek (które, de facto przypominam, że kochamy!;) i niewielkich placyków, usytuowana na cyplu. Urokliwe kamieniczki pochodzą przeważnie z XVIII-XIXw.
Jednym z ważniejszych zabytków wartych zwiedzania jest katedra św. Jana, trójnawowa świątynia katolicka. Uwagę zwracają tu dzwonnica oraz pałac biskupi po wschodniej stronie świątyni. Nie wspomnę już o zjawiskowo pięknych, dużych palmach ;)
Do starówki można wejść przez 2 bramy usytuowane w XV-wiecznych murach obronnych - Morską i Lądową. Część fortyfikacji jest udostępniona do zwiedzania i uwaga - polecam szczególnie, gdyż stanowią one fantastyczne miejsce widokowe. To chyba mury obronne, po których ochoczo spacerowaliśmy, wywarły na nas największe wrażenie. Zobaczmy dlaczego :)
Po pierwsze mogliśmy podziwiać z naprawdę bliska, uprawiane przez tamtejszych mieszkańców, różnego rodzaju drzewa cytrusowe, jak np. granaty, figi czarne i zielone, cudne ogródki śródziemnomorsko kolorowe, winogrona, kiwi, a także limonki, które zdecydowaliśmy się podkraść prosto z drzewa do drinków wieczornych ;D,
Spacer po murach ponadto odsłania widok na całe miasto i okolice - przepiękny!
 Mogliśmy zajrzeć nie tylko do ogródków, ale i na kolorowe, prywatne balkony,
do uroczych restauracyjek, widzianych z góry,
a także, niczym dachowe koty, na czerwono - pomarańczowe dachy Budvy. Warto, naprawdę warto było :)

     Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, czy Czarnogóra nie jest piękna? JEST PIĘKNA. Zdecydowanie. I zdecydowanie polecamy odwiedzenie tego kraju, który lada chwila będzie oblegany przez dziesiątki turystów. A tak na TĘ chwilę, znajdą się jeszcze miejsca, zwane tak ładnie, 'oazą spokoju'. Odnajdźmy je w Czarnogórze.
     W następnym poście odwiedzimy ostatnie już miasto przybrzeżne Czarnogóry, ale zajrzymy jeszcze w głąb państwa - w góry! Zapraszam serdecznie! :)
Do videnja! :)

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty