Zaproszenie do Katalonii i na Costa Brava - Blanes

        Na tę notkę czekałam bardzo długo i moja cierpliwość się opłacała. W dzisiejszym i kolejnych postach zabiorę Was w podróż, o której marzyłam. Do Hiszpanii...... W państwie tym jestem zakochana od czasów studiów, kiedy to zapisałam się na kurs języka hiszpańskiego, a cudowne lekcje z Raulem zauroczyły mnie i moją przyjaciółkę na tyle, że koniecznie musiałyśmy poznać hiszpańską kulturę. Oczywiście podróż była w dalszych planach, aż nadarzyła się okazja. Małymi kroczkami pieniążki "uściułałyśmy" i wyruszyłyśmy do tego pięknego kraju. Hiszpania mnie urzekła, urzeka nadal i gdybym miała mieszkać gdzieś indziej niż w Polsce, wybrałabym właśnie ją. Przynajmniej jeśli chodzi o Europę ;) Zacznijmy więc opowieść od Katalonii....

       Katalonia jest niezwykłym pod względem kulturowym i krajobrazowym regionem i krainą historyczną Półwyspu Iberyjskiego, w której światowej sławy dziedzictwo kultury i sztuki współgra z malowniczością krajobrazów morza i gór. Region kojarzy się przede wszystkim z jego stolicą i centrum kulturalno-artystycznym - Barceloną (ale o niej w innej notce). Katalonia to też słoneczne wybrzeże. Costa Brava, czyli "urwiste wybrzeże", gdzie góry schodzą stromo do morza, należy do najbardziej popularnych regionów wypoczynkowych Morza Śródziemnego. Bajkowe klify i urwiska skalne oraz plaże wciśnięte w skaliste zatoki sąsiadują tu z głośnymi kurortami turystycznymi zabudowanymi hotelami. My wybrałyśmy jednak miasteczko bardziej kameralne, a przez to spokojniejsze - Blanes.

       Blanes, zwane "bramą do Costa Brava, jest pierwszą miejscowością wybrzeża, po jego południowej stronie, graniczącą z Costa de Maresme (razem z Ewą poznaliśmy bardzo sympatyczną parę, z którą wybieraliśmy się na wiele wycieczek :))
Sa Palomera - skalista wysepka połączona z lądem - jest symbolicznym początkiem Costa Brava, a także ikoną Blanes. Z wysepki można zrobić bardzo ładne zdjęcia miastu.
Ten duży kurort turystyczny (blisko 40 tys. mieszkańców) obfituje w infrastrukturę hotelarską i gastronomiczną, więc jest chętnie wybierany przez turystów. Plaże są ładne, czyste i piaszczyste a Morze Śródziemne - no cóż, bajka.......
Przejdźmy się po Blanes..... Dużą przyjemnością jest spacer ulicami tego miasta, zwłaszcza długa promenadą tuż przy morzu i plaży Platja de Blanes,
mijamy wtedy wspaniałą, iście zieloną roślinność,
dochodzimy do pasażu Dintre z palmami, restauracjami, pamiątkami,
do małych wąskich uliczek, które uwielbiam!,
i w których można zjeść pyszne lody ;),
kościoła Esglesia de Santa Maria z XIVw.,
oraz do portu.
Wieczorem nie można sobie odmówić spróbowania hiszpańskiego wina. Co ciekawe, króluje tam Sangria (czyt. Sangrija). Pije się ją zupełnie inaczej niż u nas. W polskich sklepach stoi na najniższej półce i jest niedoceniana. Tam robi furorę - okraszona świeżymi owocami i lodem jest cudownym napojem chłodzącym. Kilkakrotnie próbowaliśmy Sangrii w restauracjach - jest absolutnie wyborna!
Sangria zafascynowała nas na tyle, że pijaliśmy wieczorkami nie tylko przepyszne, typowe wino hiszpańskie,
ale także postanowiliśmy sami ją zrobić. Instrukcja była prosta - mocno schłodzoną Sangrię wzięliśmy na plażę, wkroiliśmy soczyste pomarańcze i rozkoszowaliśmy się wspólnie ze znajomymi jej smakiem przy szumie fal......To był... klimat ;)
Żeby nie było, że bredzę ;), sklepy są naprawdę mocno zaopatrzone w Sangrię, oto dowód:
No i jeszcze te sombrera! Było ich całe mnóstwo, ale nam spodobały się te najmniejsze ;)
Będąc w Blanes, koniecznie trzeba się wspiąć na wzgórze św. Jana wysokości ok. 175m n.p.m. I my wybraliśmy się na taką pieszą wycieczkę! Wchodząc na wzgórze i odwracając się za siebie lub na bok, ogląda się wspaniały widok na miasto i port. To tutaj zobaczymy XIX-wieczne stocznie - drassanes, jedne z największych w Katalonii. W porcie znajduje się również dawny i nowy budynek giełdy morskiej La Llotja Antiga i La Llotja Nova oraz miejsce cumowania floty rybackiej El Moll, gdzie od godz. 17.00 można tu obserwować rozładunek ryb.
Kolejnym miejscem, do jakiego wstąpiliśmy po drodze, a które jest jednym z największych atrakcji miasta, jest niezwykły ogród botaniczny. Najbardziej znany Jardi Botanic Mar i Murtra (Marimurtra, czyli Morze i Mirt), został założony przez niemieckiego przemysłowca i mecenasa nauk biologicznych Karla Fausta, który zakochał się w tym zakątku Costa Brava (nie dziwię mu się;) i rozpoczął tworzenie ogrodu w 1921r. na dawnej plantacji winorośli pomiędzy dwiema zatokami. Jest to jeden z najbardziej znanych ogrodów botanicznych całej Europy (!), zajmujący 14 ha ziemi, z 3000 gatunków rosnących na wolnym powietrzu, a także ważnym celem ochrony gatunków roślin endemicznych i zagrożonych wyginięciem. Ogród podzielony jest na 3 części różniące się roślinnością reprezentującą różne strefy fitogeograficzne -
strefa subtropikalna, z kolekcją kaktusów, agaw, aloesów czy juk,
 strefa umiarkowana
i strefa śródziemnomorska (chyba najładniejsza, bo z typowymi klifami Costa Brava, palmami, bambusami, pomarańczami, cudownymi widokami na zatoczki a nawet jej małymi mieszkańcami - wężami!.
Naszym ostatnim punktem wycieczki miało być wzgórze św. Jana już na górze, ale upał nie pozwolił na dalsze zwiedzanie. Ponieważ dni mieliśmy pod dostatkiem wybraliśmy się na wzniesienie innego dnia. Wchodząc spacerkiem serpentynami uliczek miało się uczucie jakbyśmy przenieśli się do innego świata. Te agawy i aloesy rosnące tuż przy podwórzach mieszkańców, te furty do pięknych domów, tuż przy załamujących się w dół ulicach - coś nie do opisania! To trzeba samemu zobaczyć :)
Na samej już górze znajdują się ruiny zamku El Castell de Sant Joan z XVw. Rozciągają się stąd malownicze widoki na wybrzeże - ponoć w dniach dobrej przejrzystości powietrza można stąd nawet dostrzec sylwetkę wzgórza Montjuic w Barcelonie! Pierwsze dokumenty wspominają o zamku już w XIw., chociaż czas największego splendoru przeżywał w XIII-XIVw.
Któregoś wieczoru wybraliśmy się na nocne zwiedzanie miasta. Najpierw kolorowe ulice Blanes zaprosiły do spróbowania czegoś na słodko, np. przesłodkich naleśników (crepes), lub gofrów, obejrzeliśmy wystawę sklepową z bardzo ciekawą ekspozycją w postaci pani o najsłynniejszym zawodzie świata i Ala Capone co najmniej, troszkę odpoczęliśmy na promenadzie przy plaży, która wprawiła nas w jakiś taki nostalgiczny nastrój......
Jednakże jeszcze innego wieczoru postanowiliśmy poznac troszkę, jak bawią się Hiszpanie. Dotarliśmy do małej tawerny, o dość nowoczesnym klimacie. Zamówiłyśmy piwo Estrella. Początkowo nic się nie działo. Jednakże był rok 2010. Jako że słynna FC Barcelona (a moja z resztą ulubiona drużyna piłkarska) zdobyła tytuł Mistrzów Świata w piłce nożnej, z głośników co jakiś czas rozbrzmiewał hymn tych zawodów - 'Waka Waka' Shakiry. Ludzie zaczęli się bawić, śmiać, tańczyć, a ten mały chłopiec ze zdjęcia tak wywijał taniec Michaela Jacksona, że po spróbowaniu przepysznych drinków postanowiłyśmy, że przyjdziemy tam następnego wieczoru.
Tym razem udałyśmy się do tawerny z naszą parą znajomych. I wtedy dałyśmy się ponieść tej atmosferze :) Zabawie nie było końca, a życzliwość i pozytywny nastrój Hiszpanów sprawiły, że pokochałam ten kraj! I naprawdę, może Shakira z 'Waka Waka' u nikogo nie wzbudza żadnych emocji, jednak mnie zawsze będzie przypominać ten wieczór.......
Jednak nie tylko noce czy wieczory warte są na Costa Brava docenienia! Jednym z naszych "must to do" było obejrzenie wschodu słońca. Podchodziłyśmy do tego aż 2 razy. Za pierwszym razem wstałyśmy o 5 rano i kiedy doszłyśmy do morza było całkowicie ciemno. Już nie wspomnę o przygodzie z czarnoskórym boyem hotelowym, który kończąc pracę, postanowił uciąć sobie z nami zbyt długą pogawędkę. A my tylko chciałyśmy wrócić do łóżka i dospać jeszcze troszkę :) Ale przynajmniej było zabawnie :) Drugi raz okazał się już być ok, ale i tak dotarłyśmy kiedy słonko wyszło już poza horyzont. Tak czy inaczej śmieszna historia, bo nawet nie zmieniałyśmy ubrań - poszłyśmy na plażę w piżamach - nie wyspane, ale zadowolone, bo oto o poranku mogłyśmy NIE zobaczyć praktycznie żywej duszy, a za to byłyśmy tylko ja, Ewa i piękne słońce Katalonii.
Wspomnę jeszcze o jednym - dla miłośników pysznych świeżych owoców godny polecenia jest kolorowy targ żywności w Blanes. Odbywa się on co poniedziałek przy pasażu nadmorskim - Passeig Maritim - i można kupić tam wszystko, co nam się żywnie podoba. My zaopatrzyłyśmy się w soczyste melony, śliwy i figi. A wszystko skonsumowane podczas opalania na plaży. Mmmmm......
       Moją notkę zakończę dziś trochę inaczej. A że za oknem zimno, to trochę niektórych zdenerwuję, bo pokażę fotki z kąpieli wodnych i słonecznych, jakich zażyłyśmy w piasku i wodzie Morza Śródziemnego. W następnych postach - oczywiście Hiszpanii ciąg dalszy. A tymczasem wszystkich zachęcam do podróży na Costa Bravę. Tymi zdjęciami. Tym słońcem. Tą wodą.......Adios! ;)

Komentarze

  1. Szkoda, że u mnie w Andaluzji dużo rzadziej pija się sangrię niż w Katalonii...Piękne, apetyczne i pachnące morzem i świeżymi owocami wspomnienia z Blanes:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, że w Polsce sangria jest totalnie niedoceniana i stoi samotnie w sklepach na najniższych półkach. A przecież z lodem i owocami smakuje jak niebo! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty