Didim + Turcja = słoneczne wakacje na wybrzeżu Egejskim!

Lyi günler, czyli dzień dobry! :)
     Powoli uporządkowałam bałagan w zdjęciach, teraz można opisywać. No właśnie... Jak można wywnioskować po tytule, tegoroczne wakacje spędziliśmy w Turcji, zwanej też Anatolią. Nigdy nie sądziłam, że tak szybko zdecyduję się, żeby tam pojechać, ale nie żałuję ani chwili. A wybrzeże Morza Egejskiego jest naprawdę ładne. Niemniej jednak moje serce dalej pozostaje w Hiszpanii :) Ale do rzeczy.
     Turcja Egejska urzeka zróżnicowanym krajobrazem - błękitnym morzem, piaszczystymi plażami, skalnymi półwyspami, majestatycznymi szczytami. Wspaniałej przyrodzie towarzyszą antyczne zabytki światowej sławy - świadkowie powstawania cywilizacji europejskiej. Fascynuje (zwłaszcza mnie) egzotyczna atmosfera Orientu. A tym zaś, którym nie wystarczają plaża i słońce (czyli nam), rekomenduję wyprawy do ekscytującej metropolii - Stambułu oraz do niezwykłego dzieła natury - Pamukkale. Dziś jednak zamierzam pisać o naszym pobycie w nadmorskiej miejscowości Didim, następne posty będą jeszcze bardziej zróżnicowane i... egzotyczne :)

     Didim, a właściwie starożytna Didyma, to miasto świętego źródła, a pełniło ono rolę wyroczni. Z antycznego miasta nie pozostało wiele, najbardziej imponująca jest tutaj świątynia Apollina.
 
      Zatrzymaliśmy się w hotelu Gökkuşağı, oczywiście nie jest to hotel klasy 5-ciu gwiazdek, ale bardzo sympatyczny i z ładnymi pokojami. Do morza mieliśmy zaledwie nie całe 100 metrów, rzut beretem ;)
Rozpocznę może od zwiedzania miasteczka, które zazwyczaj odbywało się wieczorami, gdyż za dnia odbywał się mały smażing plażing (jak to ostatnio powiadają ;). Po pierwsze musieliśmy spróbować kawy parzonej po turecku. I nie można się było rozczarować - robiona na naszych oczach, w klimatycznym miejscu, mocna jak siekiera, sprostała naszym oczekiwaniom. Co prawda ja sama nie pijam mocnej kawy, ale tym razem zrobiłam wyjątek, gdyż uwielbiam próbować nowe smaki.
Jak wiadomo, w Turcji niechętni pija się alkohol ze względu na panującą tam religię. Dlatego też piwo, wino, czy rakija widnieją na półkach sklepowych w horrendalnie wysokich cenach. Dlatego też sami przywieźliśmy z Polski trochę wódki, i bynajmniej nie w celach libacyjnych, a zdrowotnych. Chodzi przede wszystkim o tzw. "klątwę sułtana", czyli pod żadnym pozorem nie pić wody z kranów i ostrożnie próbować produktów niewiadomego pochodzenia, a właściwie ich nie próbować. Jednakże przygotowując żołądek do nowej flory bakteryjnej codziennie piliśmy po jednym kieliszku wódki wieczorem. Tak samo z resztą czyniłam będąc na Bałkanach czy Ukrainie. Co do cen tureckich - piwo w granicach (już po przeliczeniu waluty) 9, 10 zł, wino w miarę ok, bo 20 zł, natomiast alkohol wyżej procentowy już 120zł! Z win jednak nie rezygnowaliśmy, z piwa Efes też :) Zwłaszcza wieczorami na plaży :) I tylko raz pozwoliłam sobie na przysłowiowego 'drinka z palemką' ;)
Nasze kolejne jedzeniowo-pitne próby to naprawdę wyborna kuchnia turecka. A więc mamy tutaj:
- tavuk döner , czyli kebab z kury (albo z baraniny), bardzo smaczny, bo świeży i często bez sosów, jedliśmy go naprawdę często, bo bardzo nam smakował, również w tortilli :)
- köfte - mięsne pulpeciki, coś w rodzaju mielonych. Przeważnie opala się je na poziomym ruszcie.
- gözleme - czyli naleśniki z serem, mięsem itp.
- pide - czyli słynna turecka "pizza". Płaski chleb przypiekany w piecu, a na niego kładzie się ser, mielone mięso i/lub warzywa. Pide bywają małe i okrągłe (zawsze cienkie) lub duże i podłużne. Jedliśmy podłużną oraz już taką bardziej przypominającą po prostu pizzę.
- baked potato - czyli pieczone w piecu bardzo duże ziemniaki wypełnione serem, oliwkami, kukurydzą, i czym się jeszcze tylko chce (głównie warzywami, ale można poprosić również o mięso, np. baraninę czy kurczaczka)
- ze słodyczy baklava, czyli ciasto przekładane warstwami miodu, migdałów, orzechów włoskich czy pistacji (warto tu dodać, że wspólną cechą tureckich łakoci jest to, że są niewiarygodnie słodkie, co automatycznie wyklucza przejedzenie się nimi, wystarczy spróbować i bedzie się miało przesyt ;)
- helva, czyli hałwa (tutaj na plaży, moja ulubiona z pistacjami; występuje też w postaci płynnej, ale nie przypadła mi do gustu)
- i generalnie mnóstwo słodyczy, tzw. turkish delight (ciasteczek, orzeszków różnego rodzaju, często w sezamie, lodów podawanych ze specjalnych zamrażarek, i wiele wiele innych)

- figi oczywiście oraz te suszone ;)
- oraz przekąski typu gotowana kukurydza, którą również wielbimy :) Ale to oczywiście nie typowa turecka potrawa ;)
Dość o jedzeniu. Dużo potraw pewnie jeszcze spróbowaliśmy, zwłaszcza podczas śniadań czy obiadów w hotelu, ale zdjęć w takich sytuacjach nie robiliśmy, bez przesady ;)
     W Didim czas mijał nam bardzo przyjemnie. Tym bardziej, że był to czas przeznaczony na słodkie lenistwo na plaży, buszowanie po targach, wieczorne spacery po okolicy. Był to też czas pomiędzy atrakcjami północnej Turcji, a tej typowo zachodniej ze starożytnymi ruinami (o czym w następnych postach). Tak więc tak oto prezentował się nasz czas: 
przy hotelowym basenie (raczej w porach, kiedy nie dało się wytrzymać na gorącym piasku, choć nie przepadamy za tego typu leżakowaniem)
- na baaardzo słonecznej plaży, woda w morzu Egejskim ciepluteńka, ale za to niemiłosiernie słona. Jedyny minus plaży, to taki, że nie należała do zbyt czystych. Nie była tragiczna, no ale mogłaby być lepsza ;)
- czy na spacerkach i podglądaniu miejscowych rozwożących arbuzy i melony, czy posiadających bardzo oryginalne auta...
     Pewnego dnia skorzystaliśmy z całodniowego rejsu po zatoczkach w Didim i okolicach. Myślę, że było warto, bo krajobraz był piękny, woda zachęciła mnie do wodnych kąpieli (ale tylko w kapoku, ponieważ niestety pływanie nie jest moją mocną stroną), no i opalanie na statku znacznie bardziej nam się spodobało niż gdziekolwiek indziej ;)
 Co ciekawe, Didim oprócz piaszczystej plaży ma do zaoferowania plaże na wpół dzikie. To znaczy można się tam opalać również na leżakach, ale są kamieniste i najczęściej leżą gdzieś na uboczu, więc trzeba o nich wiedzieć i ich poszukać. 
Ja ze znajomymi nie należymy do ludzi ograniczających się do jednej sposobności spędzania wolnego czasu, toteż taką plażę koniecznie trzeba było znaleźć :) No więc wybraliśmy się pewnego późnego popołudnia promenadką, spacerkiem, mijając okoliczne palmy i wszechobecne parasolki...
... dotarliśmy w końcu na niewielkie wzgórze, z którego rozpościerał sie widok zarówno na miasto, morze i oczywiście zachód słońca :)
I w końcu dostrzegliśmy dróżkę prowadzącą w dół do morza. Eureka! Znaleźliśmy! :) Plaża okazała się maleńka, widniało kilka leżaczków, ale była urokliwa i należało jej się kilka ujęć :)
Z odrobiną szaleństwa ;)
A na koniec chyba nasze najbardziej radosne fotografie, które (chciałabym, aby tak było), zaproszą Was dalej na wędrówkę po zróżnicowanej Turcji, ponieważ zwiedziliśmy naprawdę wiele miast, miasteczek, również tych starożytnych. Dlatego też proszę uzbroić się w cierpliwość, bo następne wpisy będę poświęcać właśnie Anatolii, czyli Turcji :)
Lyi akşamlar, czyli do widzenia! :)

Komentarze

  1. Powyższe zdjęcia są najlepszym dowodem na to, że wyjazd był udany i wróciliście zadowoleni i wypoczęci. A to najważniejsze. PS. Stawiałam na Grecję i spudłowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak jakoś wyszło, że jednak Turcja nie Grecja :) W Grecji byliśmy (tyle, że na Krecie) i w tym roku zdecydowaliśmy się podbić Turcję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ile zdjęć... Niesamowite. To musiał być naprawdę udany wypad.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdjęć jest chyba 4 razy więcej :) Ale to już na inne posty :) A wyjazd był bardzo udany, dziękuję i pozdrawiam również!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnóstwo zdjęć! Czekam na kolejną porcję ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj, Agnieszko, świetna fotorelacja z pięknego miejsca, serdecznie Cię pozdrawiam! j.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję. tak, to było piękne miejsce :) również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Widać, że wakacje udały się wspaniale! Czekamy na kolejne posty i zdjęcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. jeszcze raz dziękuję za pozytywne wpisy! :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow, dlugasna relacja, a to dopiero poczatek :)) Fajnie, ze wakacje sie udaly, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dopiero początek :) a wakacje udane, dziękuję :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty