Biel i błękit - czyli kolory Santorini...

     Kalimera! :)
     Jedną z najpiękniejszych wycieczek, jakie odbyłam w życiu była ta na Santorini - nie żałuję ani jednego Euro wydanego na nią, a było ich całkiem sporo ;) A więc czas na powtórną podróż!

     Mówią, że na Santorini przybywa się dla piękna.
" Tutejsze zachody słońca czynią poetów bezrobotnymi ", narzekał brytyjski pisarz L. Durrel. To samo tyczy się malarzy, których na wyspie nie spotkamy, przynajmniej z wizytą oficjalną i ze sztalugami - podobno już dawno zrezygnowali z prób uchwycenia jej uroku. Już jeden z pierwszych podróżników, historyk Herodot, nazwał ją "Najpiękniejszą" (Kalliste). Nic dziwnego, ze Santorini mogła zostać stworzona tylko przez boga. Eufemos był synem Posejdona, i wg mitów, potrafił spacerować po wodzie. To on pchnął w odmęty morskie grudę ziemi - Santorini.
Wyspa należy do archipelagu zwanego Cykladami. Posiada ona 73 km kwadrat. i można ją przejść wzdłuż lub wszerz w niecały dzień. W kilkunastu wioskach mieszka tu 13,5 tys. osób. Los Santoryńczyków wiąże się od 3,5 tys. lat temu z geografią i geologią, gdyż wyspa jest w połowie zatopionym kraterem wulkanu. Sąsiednie wysepki obok Santorini (również tworzące resztki wulkanu) to Thirasia (zamieszkała), Aspronisi, Palea i Nea Kameni (niezamieszkałe, głównie pokryte pumeksem i ulokowane pośrodku zatoki, czyli kaldery).
Z Krety na Santorini dostaliśmy się olbrzymim katamaranem SeaJets (zabierającym także samochody i autobusy), zwanym MegaJet, który wypłynął o godz. 8 rano i płynął ok. 3 godzin,
ale jest naprawdę komfortowo urządzony.
I tak powoli docieramy do wyspy... Dla ciekawskich, jeszcze tylko to, że nazwa Santorini pochodzi od patronki dziewcząt i pokoju - św. Ireny. Dopłynęliśmy i powoli wtaszczamy się autokarem w górę. I tak naprawdę nie spodziewaliśmy się, że widok aż tak będzie zapierał dech w piersi! A szacunek tym bardziej należał się panu kierowcy, który na tych zakrętach dawał sobie radę bez żadnych problemów :)
Po drodze można minąć nadal używany tradycyjny środek transportu, jakim są po prostu osiołki ;)
Zanim dotarliśmy do dwóch celów, mijaliśmy także białe domy "wiatraki" zaprojektowane przez pewnego architekta, którego zamysł nie przypadł niestety do gustu Santoryńczykom. Owe domy stoją do tej pory osamotnione i straszą lekko swym dziwnym wyglądem.
Pierwszą miejscowością, jaką zwiedzaliśmy była Fira. Myślę, że niewiele jest zamieszkałych miejsc w Europie o równie pięknym położeniu jak to miasteczko. Ta główna osada wyspy "wdrapała się" na samą górę skarpy, opadającej nagle od zachodu pionowo ku wodzie.
Obecnie Fira składa się z kilkunastu malowniczych uliczek, nie tyle zamkniętych dla ruchu kołowego, co zbyt wąskich i stromych, by mógł tu zaistnieć. Biegną one po grzbiecie wyniesienia, często przecięte schodami, ze względu na znaczne różnice poziomów.
Bardzo ciekawą opcją dostania się do Firy jest także piesza wycieczka po 589 ponumerowanych schodach, kolejką linową lub na grzbiecie osła.
 Miejscem, chyba najbardziej rozpoznawalnym w całej Firze, jest katedra Agios Ioannis Prodhromos (św. Jana Chrzciciela) - jedna z niewielu katolickich świątyń w prawosławnej Grecji. Katedra ta znajduje się chyba na 90% pocztówek z Santorini i pewnie w wielu katalogach biur podróży :)
Tutaj każdy zakątek kusi, aby zrobić zdjęcie na tle tych fantazyjnych kolorów - błękitu i bieli,
malowniczego miasta z daleka,
suszących się w restauracyjnych oknach kałamarnic (skruszonych przed podaniem),
czy po prostu oszałamiającego widoku na całą kalderę!

Naszym kolejnym punktem zwiedzania była wioska Oia, leżąca 10 km od Firy. Balansuje ona na krawędzi dawnego krateru wulkanu. To turyści wyciągnęli ten kawałek ziemi z zapomnienia i biedy. Pierwszym tego znakiem było zniknięcie rur kanalizacyjnych i kabli elektrycznych. Wiele domostw zamieniono na luksusowe apartamenty z prywatnymi basenami. Teraz w miejscowości takiej jak Oia, w której mieszka niecały (!) tysiąc ludzi bez kłopotu zaopatrzymy się w prawdziwe kubańskie cygara, zegarek Rolexa czy butelkę oryginalnego szampana.
Bogactwo wioski zaowocowało też mnogością świętych przybytków. Każda szanująca się rodzina budowała własny kościół (lub kaplicę) - była to kwestia prestiżu.
Wiele z nich odbudowano i nadal zachwycają swymi błękitnymi, "pocztówkowymi" kopułkami.
Czas w upalnym słońcu płynie niezwykle wolno, niektórzy więc udają się na drzemkę w cieniu książek... ;)
A niektórzy, tak jak ja, zachwycają się iście cudownymi odcieniami tego nierzeczywistego świata....
Kolejną, niesamowicie przyjemna rzeczą, jest kontemplowanie kaldery z tarasu którejś z licznych restauracji. Oczywiście obowiązkowo ze szklanką miejscowego, "wulkanicznego" wina w dłoni! ;) Jest to zwykle białe wino wytrawne z posmakiem kwaskowym - od wulkanicznego podłoża, oraz posmakiem soli - powstającym od rosy osiadającej rankiem na gronach krzewów wiszących nisko nad morzem.
I kolejna ciekawostka od pani przewodnik.
Otóż bywały lata na Santorini, kiedy z powodu upałów brakowało zdatnej wody do picia, ale wina - nigdy. Taki urok miejsca. Z kolei krzewy winne z części środkowej wyspy pną się nisko przy ziemi, czego dowód obejrzeliśmy na własne oczy, przejeżdżając obok takich plantacji. Nigdy nie widziałam winogron rosnących w taki sposób.
Na koniec udaliśmy się do Monolithos - wymarzonego miejsca na kąpiele morskie i plażowanie. Woda jest płytka, bo dno - będące właściwie stokiem dawnego krateru - opada tu łagodnie. Plaża jest oczywiście ciemna, powulkaniczna, piaszczysto - żwirowo - kamienna. Było pięknie! I orzeźwiająco przy tych 40 st. C! :)
A po kąpieli czas na przekąskę. Pisałam już o winie (obowiązkowym! ;), pisałam też w poprzednim poście, że opowiem o pewnej potrawie. To chyba niemal narodowa potrawa całej Grecji. Mowa oczywiście o moussace (musaka). Jest to makaron - rurki zapiekany z farszem mięsnym, sosem beszamelowym i oberżyną (bakłażanem). Krojony później przez kucharza w kostkę przypomina trochę lasagne, ale smakuje inaczej. Podawany ze świeżymi pomidorami, sałatą i pietruszką - chyba już nie muszę dodawać, że musaka jest przepyszna? ;)
Kończąc posta zadajmy pytanie - jak jeszcze mogłabym zachęcić do odwiedzenia Krety i Santorini?
Wyspy są różne. Ale ich wspólnym mianownikiem wydają się być trzy rzeczy:
1) filoxenia mieszkańców, czyli autentyczna radość wyspiarzy ze spotkań z podróżnymi,
2) mnogość rzeczy, które na wyspach da się robić (bo tu po prostu nie sposób się nudzić),
3) i piękno wymieszane z bajkowymi krajobrazami (gdyż Santorini uważane jest za jedno z najpiękniejszych miejsc na świecie).
I niech te rajskie argumenty będą odpowiedzią na moje i Wasze pytanie :)
Do zobaczenia w Grecji! :)

Komentarze

  1. Uwielbiam te białe domki z niebieskimi akcentami... po prostu BAJKA!
    Oj, i nabrałam ochoty na musakę... :)
    PS. 40 stopni?! Nie wytrzymałabym!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są cudowne! Dla tych widoków, tego miejsca i w ogóle można wytrzymac nawet te 40st.! :)

      Usuń
  2. Byłam, widziałam, przeżyłam. Cudowne miejsce. Piękne zdjęcia. Bardzo sympatyczna z Was para. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to naprawdę piękne miejsce :))))
      Pozdrawiam również!

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty