Frogtown Winery & Three Sisters Vineyards, czyli winnic part 2 :)))
Hey! Hi! Hallo! :)
Dziś znów zapraszam Was do rajskich winnic z napojem bogów :)
Jesteście gotowi na soczyste winogronka? ;)
Naszymi kolejnymi podbojami w winiarskiej Georgii były jeszcze dwie winnice. Tym razem w okolicach miejscowości Dahlonega, o której będę jeszcze pisać. Jak widać na zdjęciu poniżej, strzałki wiodą do Wolf Mountain Winery, a kilka takich drogowskazów jeszcze mijaliśmy. Nam udało się zwiedzić 4. Dwie opisałam w poprzednim poście. Dwie kolejne dziś.
Pierwsza strzałka zawiodła nas do Frogtown Winery, zaraz za znakiem, wśród zielonych pól winogron, już widać było budynek.
No a tam... nic innego jak w naszym przypadku - zachwyt. W takich miejscach aż czuć zapach wina ;)
Frogtown okazał się być bardzo dużą winiarnią i winnicą zarazem, ponadto we wnętrzu znajduje się coś na styl sali bankietowej, i my trafiliśmy akurat na przyjęcie weselne. Dopiero co się zaczynało, więc zdążyliśmy jeszcze zakosztować wina :)
No i jak sama nazwa wskazuje - Frogtown otaczają żaby :)
Tu mieliśmy tasting room outside :) Zwykle próbowanie/testowanie wina odbywa się w środku, ale przez ślub wszystko działo się na zewnątrz. Co też miało swój urok :)
Auto pary młodej ;)
No i się rozkoszujemy... widokiem, zapachem, smakiem...
Mąż mi tu trochę przyszalał z sesją ;)
No i cóż? Po anielskim kosztowaniu udaliśmy się do ostatniej już winnicy, również w okolicy Dahlonega, Three Sisters Vineyards.
Tak jak wspomniałam wcześniej, w winiarniach znajdują się tzw. tasting rooms, gdzie można przetestować wina. Dostaje się kartkę z różnymi rodzajami win. Wybiera się do spróbowania 4 lub mniej więcej 8. Jeśli wybierzemy 8, często płacimy troszkę więcej, ale za to dostajemy kieliszki. W niektórych winiarniach za kieliszki trzeba dopłacić, w niektórych nie.
My w sumie zebraliśmy kilka takich kieliszków - zostawiliśmy je jednak u cioci, ponieważ w podróży zapewne by się potłukły..
I tak to wszystko wyglądało.. Dla nas - żyć nie umierać...
Aż w głowach pojawiły się myśli, żeby mieć taką swoją winnicę... ;)))
I jak Wam się podobały winne opowieści? ;)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko!
Bye, bye! :)
Pozdrawiam wszystkich cieplutko!
Bye, bye! :)
Nie zazdroszcze cioci, mieszkac tak blisko winnic, majatek mozna stracic.Chociaz pewnie po wielu latach mieszkania w takim miejscu, mozna dostac "alergii" na winko ;). Ladnie tam, tak po mojemu "angielsku", cisza spokoj, zielona trawka.Podoba mi sie :).Pozdrawiam.M.
OdpowiedzUsuńOoo, akurat cioci miejsce - region winiarski nie przeszkadza, bo nie przepada za alkoholem jako takim ;)
UsuńJa bym tam popadła w zgubę ;D
Wino, zieleń i tak piękne widoki muszą odprężać i dodawać radości. Pozdrawiam serdecznie i życzę miłego pobytu :)
OdpowiedzUsuńAle my juz wróciliśmy :) Teraz już zostały piękne zdjęcia i wspomnienia :)
UsuńSuper są te plantacje winogron. A jeszcze degustacja na miejscu to cudo :)
OdpowiedzUsuńOj tak, oj tak.... Można się rozmarzyć... :)
UsuńWróciłem, co widzę ? Nowe tło i w ogóle odświeżenie w szablonie. Fajnie teraz wygląda Twój blog, wszystko takie świeże, jasne. Zmiana na plus :) Nie mogłem znaleźć Twojego bloga na Facebooku, ale może nie masz tam strony po prostu. Pozdrawiam.
UsuńCieszę się, że nowy szablon się podoba :)
UsuńCo do bloga na FB, to takowego nie posiadam - po prostu nie miałabym na to wszystko czasu :)
Na profilu osobistym wrzucam natomiast czasem linki do nowych wpisów z bloga :)
Pozdrawiam! :)
Widać, że wycieczka na winnice udana, bo masz piękny promienny uśmiech na twarzy ';) Czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńPo tak pysznym winku nic tylko uśmiech! :)
UsuńBędzie wiecej, ale już o czymś innym :)
Podobaly, bardzo sie podobaly. Mala winnica na poludniu Francji tez by mi sie marzyla, najlepiej taka z kamiennym domkiem, wcale nie musi byc bardzo duzy:)
OdpowiedzUsuńHaha, też bym nie pogardziła ;D
UsuńCzytając relację to też mi się zamarzyła winnica, jak na razie mam jedno winogrono w ogrodzie :)
OdpowiedzUsuńHeh, ja też, ale to zdecydowanie za mało ;))
UsuńByć w takiej winnicy..cudnie! aż się rozmarzyłam:)
OdpowiedzUsuńOjjj, tam można się bardzo rozmarzyć... aż za bardzo ;)))
UsuńWłasna winnica to musi być czad! Póki co możecie kolekcjonować wina różnych gatunków i roczników i je przechowywać w piwnicy - w nowym domu na pewno znajdzie się miejsce dla kilkunastu lub kilkuset buteleczek :). A nowości na blogu - super!
OdpowiedzUsuńTak, winka zbieramy to fakt :) I na pewno się przydadzą na niejedna okazje :)
UsuńCieszę się, że nowy szablon się podoba :)
Pięknie położone winnice. Kolekcja samochodów też ładna. Sielskie życie :)
OdpowiedzUsuńOt, cała Ameryka ;)))
UsuńAle kusicie tymi winnicami! Nie pozostaje nic innego jak napić się wina ;) Hmmm taka własna winnica to by było coś...
OdpowiedzUsuńOj byłoby było.... Naprawdę chciałabym taką mieć! :)))
UsuńSzkoda, że jak byłam w Stanach, nie miałam czasu na zwiedzanie takich okolic:( Zupełnie inne oblicze Ameryki, niż to, które widziałam.
OdpowiedzUsuńJa właśnie cieszę się, że widzialam nie tylko duże miasta - molochy, ale taką typową amerykańską wieś, gdzie życie toczy się spokojniej i... tam jest naprawdę pięknie!
UsuńMieć własną winnicę to naprawdę coś. Ale trzeba się na tym znać i włożyć w to dużo pracy. Ale dla chcącego nic trudnego. Więc jeśli będziecie ten pomysł wcielać w życie, będę trzymać za Was kciuki.
OdpowiedzUsuńHeh, myślę, ze takowej nie posiądziemy, ale miło było pomarzyć... ;)))
UsuńChoc kto wie? ;)
Wino to jedno ale jedzenie w okolicy musiało być przepyszne !!!
OdpowiedzUsuńwww.polkakilo.blogspot.com
No, raczej w większości typowo amerykańskie - w Georgii stołowaliśmy sie głównie w domku u cioci, ale na Florydzie bardziej wychodziliśmy w miasto :)
Usuń