Historia zaklęta w kamieniu, czyli szlakiem mitycznych miast w Turcji Egejskiej...

     Hej!
     Dziś, jak sam tytuł posta wskazuje, przejedziemy się po wybrzeżu Turcji Egejskiej w poszukiwaniu starożytnych miast. A uwierzcie mi - jest ich sporo! I powiem szczerze, że trochę mi żal, że niektóre z nich nie są jakoś specjalnie często odwiedzane przez turystów, a co z tym idzie Turcy mało o nie dbają, jak np. o Milet czy Pergamon. Dlaczego? Bo ruiny tych miast leżą zazwyczaj gdzieś na uboczu, teoretycznie są jakieś wskazówki na drogach, by się do nich kierować, ale ludziom chyba jednak w większości 'nie po drodze'.
     Ważną informacją  jest tu fakt, że zdecydowanie większość z tych miast leżała kiedyś przy samiuteńkim morzu - no ale było to kilka wieków temu - bowiem morze cofało się z biegiem czasu o kilka lub kilkanaście kilometrów. Także uprzedzam, jeśli ktoś wybierze się do Efezu czy Troi, niech nie spodziewa się zobaczyć morza - raczej pola uprawne, laski, górki i pagórki. Tyle na wstępie :)

Przystanek 1. Milet - dawny ważny port Morza Egejskiego, dziś oddalony od morza o prawie 8 km. Milet był najważniejszym miastem związku jońskiego i to stąd wypływali koloniści nad Morze Czarne czy do Egiptu, by zakładać nowe porty. Stąd pochodził słynny filozof i matematyk Tales, a także nie mniej sławni Anaksymander i Anaksymenes. W Milecie przebywał również krótko św. Paweł.
Kiedy przejdziemy przez kasy, pierwszym zabytkiem, który zwróci naszą uwagę, będzie imponujący, dobrze zachowany teatr, mieszczący ok 15 tys. widzów.
Na wzgórzu, w które wbudowany został teatr, widzimy ruiny twierdzy Palatia (zdj. 3). Rozciąga się stąd widok na pozostałe ruiny oraz okoliczne mokradła. Nieopodal stoi hellenistyczny heroon, czyli miejsce kultu herosów (zdj. 4). Również na tych ujęciach widoczne mamy bardzo słabo zachowane ruiny agory północnej, delphinionu (sanktuarium Apollina), nimfeum (fontanny) czy lwiego portu (a więc wiemy, że w tamtych rejonach był port).
Zbliżamy sie do południowej agory...
Na jej zachód napotkaliśmy dobrze zachowane ruiny łaźni Faustyny - małżonki cesarza Marka Aureliusza. Palestra łaźni otoczona była koryncką kolumnadą i ozdobiona posągami, z których zachowały się jedynie lew i bóg rzeki Meander. Mamy również zdjęcia, jak łaźnie wyglądały wcześniej.
Zaraz przy łaźniach znajdują sie ruiny świątyni Serapisa.
Zwiedzaliśmy Milet ok. godz. 9 rano, a spieszno nam było w jeszcze inne miejsca, dlatego też nasza wycieczka po tym mieście prawie dobiegła końca. Mówię prawie, bo nie mogłam sie oprzeć, żeby nie zrobić zdjęć okolicznym gajom oliwkowym,
oraz słodziastym małym psiątkom biegającym po ruinach razem ze swą mamą :)

Przystanek 2. Efez - ruiny antycznego Efezu są najatrakcyjniejszym zabytkiem wybrzeża M. Egejskiego albo nawet całej Turcji. Stąd pochodził słynny filozof - Heraklit. Tutaj już przybywa mnóstwo turystów. Po przejściu przez kasy wkraczamy na teren dawnej górnej agory, wokół której skupiały się budynki użyteczności publicznej. Na zdj. 2 pozostałości rur kanalizacyjnych, a na zdj. 5 - wypisane w kamieniu znaki to prawdopodobnie rodzaj gry.
 Amfiteatralny buleuterion, czyli budynek posiedzeń rady (ale też odeon, gdzie odbywały się konkursy muzyczne i śpiewacze), znajdował się zaraz przy agorze. Proszę mi wybaczyć, ale między głównymi zdjęciami obiektów będą pojawiać się również ujęcia pozostałości kolumn, doskonale zachowanych kapiteli, czy posągów, głównie tych bezimiennych i bezgłowych - zazwyczaj są to rzeźby ważnych dostojników miejskich.
Obok dostrzeżemy pozostałości prytanejonu, czyli siedziby władz administracyjnych miasta, czyli jakby naszego dzisiejszego ratusza.
Poniżej agory rozpościera się plac Domicjana, stoi tu też świątynia wzniesiona na cześć tego cesarza. Na zdjęciu jej pozostałości tuż za mną :)
Na placu stała również fontanna Polliona - zasłużonego filantropa i obywatela Efezu. W tej części zasłużyliśmy na mały odpoczynek w cieniu figowca. A obok drzewka świetna płaskorzeźba Nike z ciekawostką! :) Otóż w lewym dolnym rogu wśród fałd sukni bogini Nike znajduje się specyficzny kształt strzałki, którą firma ubraniowa Nike wykorzystała jako swoje logo. Informacja ta była dla nas zabawnym odkryciem :)
I tak oto dochodzimy do jednej z najważniejszych ulic miasta - ul. Kuretów (czyli członków najwyższego kolegium czcicieli Artemidy).
Nieco dalej po prawej stronie znajduje się nimfeum Trajana, czyli fontanna ze 114r. n.e.
Wąska uliczka oddziela fontannę Trajana od wielkiego kompleksu łaźni Scholastyki. System grzewczy był typowy dla łaźni rzymskich tego okresu - pod podłogą oraz w ścianach biegły rury z gorącą wodą lub parą.
 Tuż przy ul. Kuretów wzniesiono jeden z ciekawszych zabytków - niewielką świątynię Hadriana. jest to dość dekoracyjna budowla - najlepiej zachowany jest tutaj fryz z bogatą ornamentyką roślinną, wyginający się w szeroki łuk. W jego centralnej części widać popiersie, i dotąd nie wiadomo, czy jest to bogini przeznaczenia Tyche, czy Meduza, czy też bogini roślinności Flora?
 Obok łaźni Scholastyki stały latryny publiczne - do dziś zachowały się kamienne sedesy wzdłuż ścian (i tu też kotek:).
 Powoli docieramy do wspaniałego budynku - słynnej biblioteki Celsusa (ku czci senatora rzymskiego i prokonsula Celsusa, podobno pochowanego w samej tej bibliotece). Pomiędzy wejściami stoi 8 korynckich kolumn, a na ich architrawach spoczywają kolumny na wyższym poziomie. W niszach fasady umieszczone zostały kobiece posągi, personifikacje cnót Celsusa: Sophia (mądrość), Arete (charakter, i przy niej mam zdjęcie), Ennoia (myśl) i Episteme (wiedza). Podsufity fasady zwieńczone zostały doskonałymi płaskorzeźbami, w mniemaniu naszej pilotki to prawdziwe majstersztyki. I zgadzamy się z nią - sami popatrzcie.
 Teraz dochodzimy do ul. Marmurowej. Po jej lewej stronie znajduje się dolna agora,
 a na jej końcu po prawej stronie teatr rzymski, mogący pomieścić nawet do 25 tys. widzów.
 Teraz dochodzimy już prawie do końca miasta. Drugą główną arterią - ulicą Arkadiana można było dojść już do portu. Tymczasem my na środku drogi zdołaliśmy obejrzeć niecodzienne widowisko - młodzieńców walczących ze sobą przed oczami samej Kleopatry i Marka Aureliusza, w otoczeniu tańczących rzymianek :) Bardzo nam się owo widowisko podobało.
 A tu pozostałości tego, co zwało się kiedyś palestrą (czyli szkołą zapasów dla chłopców), i za nią powinien być port, a co widzimy? Drogę prowadzącą do pól :) Morze zaś, za jakieś 8 km :) Ps. I oczywiście wszechobecne kotki.
Powinnam jeszcze tylko dodać, że przy zwiedzaniu wszystkich miast powinniśmy zaopatrzyć się w wodę mineralną, najlepiej niegazowaną. I to litr lub 1,5 l. na osobę! Przy takich temperaturach jakie tam panują, uwierzcie nam - nie zmarnujecie ani kropli! :)

Przystanek 3. Maryemana. Będąc w Efezie nie można nie odwiedzić tego miejsca. I chociaż żadnych ruin tu nie znajdziemy, to jednak koniecznie trzeba tu zajrzeć. Jedziemy w górę wzgórza, jakieś 20 min od Efezu.
Trochę historii chrześcijaństwa... Św. Jan, któremu Jezus powierzył pod opiekę swoją matkę Marię Dziewicę, przybył do Efezu w poł. I w. Tu głosił ewangelię, pisał i dokonał żywota. Chociaż nie przekazano nam w Nowym Testamencie, gdzie zasnęła Maria, sądzi się, iż przybyła ona z Janem do Efezu i tutaj pozostała do końca swoich dni. Na zdjęciu baptysterium prowadzące do domku Marii.
Przypuszczenia te potwierdziło nadzwyczajne wydarzenie. Na początku XIXw. niemiecka zakonnica K. Emmerich miała widzenie - sen, w którym zobaczyła dom Najświętszej Marii Panny w Efezie. Choć nigdy tam nie była, precyzyjnie opisała miejsce, a na podstawie sporządzonych przez nią notatek księża lazaryści z Izmiru znaleźli ruiny antycznego domu! Całe zdarzenie było na tyle przekonujące, że Kościół rzymskokatolicki oficjalnie potwierdził w 1896r., że w odkrytym domu swe ostatnie dni spędziła Maria Dziewica. Dom odbudowano, poświęcono i miejsce to stało się popularnym celem pielgrzymek, nie tylko katolików, ale również wyznawców innych religii (np. Koran mówi o Marii, że była kobietą bez skazy).
Dookoła panuje atmosfera ciepła spokoju, tajemniczości... Słychać cykanie cykad, wierni ustawiają się przy źródełkach ze świętą wodą, a na murze wiszą całe stosy karteczek z prośbami i podziękowaniami dla Matki Boskiej. Nawet my poczuliśmy się w tym miejscu jakoś... inaczej.
Ja też zawiesiłam karteczkę...

Przystanek 4. Pergamon i Asklepiejon. Tak naprawdę Pergamonu do końca nie zwiedziliśmy, mieliśmy taką temperaturę, że na wzgórzu, na którym jest on położony, chyba byśmy padli ze zmęczenia. Jednakże podziwialiśmy go z dołu. Podobno nawet autokar ma trudność we wjechaniu pod górę, więc od niedawna działa tam kolejka linowa. Nie zdecydowaliśmy się na nią tak czy inaczej.
Tak natomiast kształtuje się mapa Asklepiejonu:
      Ale do rzeczy, wypadałoby bowiem powiedzieć co nieco o Asklepiejonie. W czasach antycznych nazwą Asklepiejon określano świątynię boga sztuki lekarskiej Asklepiosa. Najsłynniejszą osobą związaną z Asklepiejonem w Pergamonie był Galen, który tu rozpoczął swoje studia medyczne. Z biegiem swojej kariery, wyjechał do innych miast starożytnych i został nadwornym lekarzem cesarzy. Prace z dziedziny medycyny opublikowane przez Galena były czytane przez przyszłych lekarzy aż do XIX w., a jego teoria mówiąca o tym, że mózg kontroluje pracę wszystkich mięśni poprzez ośrodkowy i obwodowy system nerwowy, jest do dzisiaj uznawana za prawdziwą.Tak więc trafiliśmy do miejsca iście naukowego!
     Dojście na teren Asklepiejonu zapewniała święta droga nazywana Via Tecta. Na początku drogi stała brama, przy której przybywający do Asklepiejonu pacjenci byli badani przez lekarzy. Osoby, które uznano za zbyt chore, aby mogły przeżyć, jak również kobiety ciężarne, nie były wpuszczane dalej. Podobno na bramie znajdował się napis głoszący, że Śmierć ma zakaz wstępu do Asklepiejonu z uwagi na szacunek bogom.
Droga dochodzi do dziedzińca, który jest z trzech stron otoczony kolumnadą, a po jego lewej stronie widzimy ruiny świątyni Asklepiosa. Na środku dziedzińca kamień z charakterystycznymi dla boga wężami.
Najlepiej zachowała się stoa północna, która prowadzi do teatru, mieszczącego 3,500 ludzi.
Na teranie Asklepiejonu znajdowały się trzy baseny i fontanny. Pacjenci siadali na marmurowych stopniach basenu i obmywali się wodą, która pochodziła z tzw. 'świętego źródła' i była uznawana za uzdrawiającą. Tutaj też chwilę spoczęliśmy pod figowcem...
 Przejście pomiędzy basenami, świątyniami i pomieszczeniami sypialnymi a ośrodkiem zdrowia zapewniał 80-metrowy tunel. Pełnił on również rolę terapeutyczną oraz umożliwiał ochłodzenie się w upalne dni.
Wychodząc z Asklepiejonu mijaliśmy kilka drzewek (ale jest ich naprawdę niewiele, a słońce daje we znaki), obok parkingu znajdują się sklepiki pamiątkowe z niskimi cenami, co nas pozytywnie zaskoczyło :)
Ciekawostka :) Metody lecznicze stosowane w Asklepiejonie zawierały wiele elementów fizjoterapii. Najważniejsze były kąpiele wodne i błotne, masaże, ziołolecznictwo oraz różne maści. Dodatkowo pacjentów zachęcano do picia 'świętej' wody, okresów postu, lewatyw oraz biegania boso podczas chłodnej pogody. Dużą rolę w terapii odgrywały autosugestia i spanie w miejscach poświęconych bogom, gdzie podobno przychodziły prorocze sny. Na ich podstawie często decydowano o dalszym przebiegu leczenia. W teatrze odgrywano sztuki i grano muzykę, która służyła jako forma terapii. Ciekawe, prawda?

Przystanek 5. Edremit. Tutaj zatrzymaliśmy się tylko na chwilę. Jest to niewielkie miasteczko, położone w zatoce, naprzeciwko greckiej wyspy Lesbos. Taką drogą natomiast jechaliśmy - zaraz przy plażach, praktycznie kilka metrów od morza - niesamowite!
 Tutaj już przepiękny widok na Edremit, wzgórza i zatokę...
 Przystanęliśmy tutaj tak naprawdę, aby kupić kilka ciekawych potraw i nie tylko. Do wyboru były oliwki, soki z granatów, suszone figi, orzechy różnego rodzaju, przyprawy, mydła z oliwek, a wszystko za niewielkie pieniążki.
 Może nie powinnam o tym pisać, ale interesująca jest tam nawet przydrożna toaleta. Wnętrze jest interesujące, zwłaszcza w WC damskim. Nie spotyka się takich w Turcji, z resztą sami zobaczcie ;)

Przystanek 6, ostatni - Troja. Któż z nas nie słyszał o legendarnej Troi? Rozsławiona przez Homera dzięki "Iliadzie", w której przedstawił ostatnie 40 dni 10-letniej wojny Achajów (Greków) przeciwko Trojańczykom, została odkryta przez H. Schliemanna - archeologa z zamiłowania. Jeszcze w 2 poł. XIXw. legendarne miasto króla Priama, którego syn Parys porwał Helenę, wywołując wojnę trojańską, uchodziło raczej za wymysł Homera, niż za wydarzenia realne. Zafascynowany "Iliadą" i "Odyseją" Schliemann rozpoczął wykopaliska na wzgórzu tureckim o kazało się, ze znalazł to, czego szukał! Troję!
     W miejscu tym tak naprawdę istniało wiele miast (ponumerowanych od I do IX, choć było ich znacznie więcej), powstałych jedno na drugim, niszczonych przez pożary, trzęsienia ziemi czy najazdy wrogich wojsk. I w tym momencie muszę Was nieco rozczarować. W związku z przyczynami niszczącymi miasto, ruiny Troi prezentują się naprawdę blado w porównaniu z chociażby Efezem czy Asklepiejonem.
     Najpierw natkniemy się na dosyć dobrze zachowane fragmenty potężnych niegdyś murów, pochodzących z okresu Troi VI.
 Znajdują się tu również pozostałości grecko-rzymskiego odeonu
 Znajdziemy tu tez kilka ruin domostw, typu megaron, z paleniskiem po środku. Kota też ;)

 Idziemy dalej...
 ... i dochodzimy do kamiennej rampy, wybudowanej w okresie Troi II. Przechodziło się nią na wyżynę, gdzie potem Schliemann miał znaleźć skarb Priama.
 Wszędzie znaleźć można liczby oznaczające warstwy chronologiczne, pośród których znajduje się ponad 40 poziomów. To bardzo dużo. Dzięki numerom widzimy ile murów istniało. A ile już pewnie nie istnieje..
 Tutaj fundamenty pałacu Priama, mocno zniszczone.
 Jednak największym zainteresowaniem mas turystów ( w szczególności ponoć Japończyków;) cieszy się stojące przed ruinami wyobrażenie konia trojańskiego, które widnieje na widokówkach z Troją i w ogóle  z Turcją. Nam również koń się spodobał, bo można do niego wejść, ale chyba jednak bardziej podoba nam się ten przy cieśninie Dardanele z poprzedniego postu, z filmu "Troja" :)
     I tak oto tym trojańskim akcentem dobrnęliśmy do końca zwiedzania starożytnych miast w Turcji. Dla mnie niemałym zaskoczeniem było to, że jest ich tak wiele! I aż trochę nie mieści mi się w głowie, że wszystkie aktualnie należą do Turcji, nie do Grecji. W końcu to grecko - rzymskie wspomnienia, to ich historia, ich pradzieje, ich przeszłość... Trochę mnie to wręcz oburza. Bo to nie coś małego, nic nie znaczącego - to całe miasta! Moja mała głowa nie potrafi tego ogarnąć ;) A Wy jak sądzicie? Jakie są Wasze odczucia?
Do usłyszenia! :)

Komentarze

  1. Agnieszka, uwielbiam Twoje pamiętniki z podróży :) relacje są niesamowite :)

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzie dziękuję i cieszę się ogromnie :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Lubię ruiny. Są takie prawdziwe. Ale ten posąg bez głowy pobił wszystko. Z jednej strony piękny, ale z drugiej żal serce ściska na myśl, że to wszystko się sypie.
    Fajnym doświadczeniem musiał być ten pokaz z Kleopatrą. A już w ogóle w takim miejscu.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie nie bardzo rozumiem, jak można nie dbać o takie bogactwa historii... Ale akurat efeskie ruiny są jeszcze w dobrym stanie - najgorzej chyba z Miletem i Troją...
    Choć i tak całość miast - ruin robi niemałe wrażenie :)
    Pozdrawiam serdecznie! ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty